Urodziłam się w 1994r. Tak sobie rosłam i rosłam... a moje włosy razem ze mną. Jako dziecko nie narzekałam na swoje włosy, miałam bujną czuprynę, gęstą długą i lśniąca, jak to dzieci :)



w 2005 roku, mając 11 lat miałam przepiękne długie włosy... Ich pielęgnacja ograniczała się tylko do zwykłego szamponu a stylizowanie ich do zwykłego kucyka. Tak jak pokazuje to zdjęcie.





Tak sobie mijały 3 lata i w 2008 roku wycieniowałam swoje piękne długie włosy, od tamtej pory dotychczas nie udało mi się osiągnąć długości jak na zdjęciu powyżej :(
Fotografia niżej pokazuje moje wystrzyżone w cały świat pióra, które bez żadnej starannej pielęgnacji wywijały się we wszystkie strony :) Aktualnie bardzo bym chciała mieć takie fale jak na zdjęciu ale bez cieniowania, lecz moje włosy zrobiły się proste jak drut.


Tu kolejne zdjęcie też z 2008r. które pokazuje moje wysuszone, rozdwojone i połamane włosy :-<
W roku 2009 mając 15 lat, wiek gimnazjalny zaczęło się namiętne prostowanie włosów... a raczej mysich ogonków a nie włosów.



w tymże roku zaczęłam eksperymentować z kolorami, zaczęło się w sumie niewinnie bo szamponetką, chciałam rude pasemko pod włosami, a wyszło RÓŻOWO-CZERWONE... O mój Boże..
Rok 2010 można powiedzieć był rokiem przełomowym, wiodącym do świadomego włosomaniactwa : )
Wtedy to byłam ostatni raz u fryzjera po nieudanym wycieniowaniu, pani fryzjerka wycięła mi kwadrat z tyłu głowy i wyglądałam tragicznie. Tyle dobrze, że zaprzestałam ciągłego cieniowania ale nadal moja pielęgnacja opierała się na zwykłym szamponie i odżywce.

W roku 2011 mając 17 lat, zaczęłam sama podcinać sobie końcówki, czupryna zaczęła się zagęszczać ale włosy nadal były przesuszone i może tego nie widać na zdjęciu ale cały czas miałam je oklapnięte. Oczywiście nie rozstawałam się z lokówkami, prostownicami i suszarkami, które skutecznie wysuszały mi włosy, a oczywiście nie przyszło mi do głowy żeby używać jakichkolwiek produktów termoochronnych...

Rok 2012 lat 18, włosy mają się już całkiem dobrze, do mojej pięlęgnacji szamponem i zwykłą odżywką dołączyło serum na zniszczone końcówki z AVON-u :D po byku, nie powiem :D


Włosy mi pięknie odrastały, schodziłam już prawie z cieniowania... i nie mam pojęcia co takiego mi do tej głowy strzeliło... ale je znowu wycieniowałam. Oczywiście sama, dzięki Bogu zrobiłam to delikatnie i tylko powierzchownie, więc zbytnio szkód nie narobiłam ale i tak spowodowało to wysuszenie i elektryzowanie się kudełek. 

Przyszedł rok 2013 i Ola ZAFARBOWAŁA włosy trwałą farbą...
Chciałam uzyskać rudy bez rozjaśniania, więc wpadłam na "genialny" pomysł kupienia marchewkowej rudości i nałożenia jej na moje naturalne włosy...
Efekt? BORDOWE WŁOSY .. o zgrozo byłam przerażona ale nawet się przyzwyczaiłam...
2 dni po farbowaniu wyglądałam tak:


bez tragedii w sumie, ale końcówki nadal strasznie suche i takie bez życia. Z łatwością możecie zaobserować linię ostatniej warstwy.
Tak moje włosy wyglądają po dwóch miesiącach od zafarbowania. Kolor wypłowiał.Włosy na tym zdjęciu są po umyciu szamponem z SLS, nałożeniu maski Biovax i naturalnym wyschnięciu. Lekko napuszone. Miałam tak wysuszone końcówki, że zdecydowałam się obciąć ok 6-10 cm coraz bliżej zejścia z cieniowania :) 
Kwiecień 2013 początek mojej świadomej pięlegnacji włosów! :)


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz